W czasach, gdy dla dzieci podstawową formą rozrywki jest playstation, Internet i telefon komórkowy, nie jak za naszych młodych lat, rower i gra w podchody, rola trenera się zmieniła. Podstawowym zadaniem jest zainteresować i zachęcić dziecko do przychodzenia na kort. Nie można dziecku kazać na „dzień dobry” odbijać przez pół godziny piłkę rakietą, bo się szybko znudzi, poczuje jak w szkole i to zgasi w nim chęć uprawiania sportu. Dziecko trzeba traktować troszkę jak dorosłego, jak partnera, musi się bawić, dobrze bawić i przez to uczyć.
Ulubione zabawy dzieci to berek-kibelek, gorące kamyczki (z wykorzystaniem różnorakich sprzętów sportowych przeznaczonych dla dzieci ). To z jednej strony sprawia przyjemność, wprowadza miłą, wesołą atmosferę, a z drugiej kształtuje spostrzegawczość, czucie piłki i odległości. Najczęściej prowadzę zajęcia w grupach sześcioosobowych, dzięki czemu jest wesoło, dzieci nawet te najmłodsze czują się swobodnie. Najmłodszy podopieczny, którego prowadziłem miał 2,5 roku, choć najczęściej są to dzieci 4-6 lat.
Zwykle przygodę z tenisem zaczynają, bo rodzice też uprawiają jakiś sport i wiedzą, że to dobry czas, żeby rozpocząć przygodę z jakimś sportem. Równie często rodzice przyprowadzają po prostu dziecko, które roznosi energia, i liczą na to, że lekcje tenisa pozwolą tę energię w pozytywny sposób spożytkować. Dziecko, aby lubić grać, ćwiczyć musi czuć, że jest wyjątkowe, akceptowane, wśród „równych sobie”, dlatego od lat ubieram się kolorowo, czerń, czy granat odstraszają, poza tym jako zielonogórzanin i kibic żużla, często noszę ubrania z Myszką Miki, która jest w herbie klubu Falubaz, co dzieci przyjmują z nieukrywaną radością i uśmiechem.
Staram się mówić językiem, którego używają moi podopieczni, często się uśmiecham, co rozbija dystans naturalny dystans między trenerem, a uczniem.
Dobry kontakt rodzi się przez częste wyjazdy np. na obozy, zgrupowania, czy zawody, gdzie z jednej strony mogę być przyjacielem, a z drugiej dobrym policjantem. Staram się często uczestniczyć w zawodach, siedząc na ławce wspierać swoich zawodników, co dla nich jest bardzo ważne, być takim pomostem między dziećmi, a równie przeżywającymi zawody rodzicami. Praca z dziećmi to taki trójkąt, gdzie jedno ramię to rodzice, często z wygórowanymi ambicjami, chcący, żeby dzieci zawsze wygrywały, były najlepsze. Drugim ramieniem jest trener a trzecim zawodnik.
A to wygrywanie nie zawsze tak wychodzi, nie na tym polega radość ze sportu. Dla mnie ważne jest, aby dziecko wychodziło z kortu uśmiechnięte, i najlepszą nagrodą jest sms od dziecka wieczorem : „trenerze, dziś super mi się grało”. Trzeba dzieci motywować, zachęcać, wzbudzać pozytywne emocje, nawet, gdy gra nie idzie, po to, by mały człowiek zamiast usiąść przed telewizorem, czy komputerem, chciał przyjść na kort i chciał poodbijać rakietą piłeczkę.
Autor: Robert Gładyszak
Leave a Comment
You must be logged in to post a comment.